„STOP” – recenzja spektaklu

Ulicami stolicy przemieszcza się tłum wakacyjnie rozkojarzonych turystów. W kawiarnianych ogródkach niedzielny gwar. Warszawiacy odpoczywają na ławeczkach w słońcu. Lipcowemu zamieszaniu przygląda się pan stojący na Rynku Nowego Miasta. Jeszcze tylko wybrzmią kościelne dzwony i wszystko się wyjaśni.

"STOP", fot. Maria Maczuga
„STOP”, fot. Maria Maczuga

„STOP”. Sytuacja się odwraca. Spojrzenia ludzi kierują się na pana obserwatora, który pomaga wyjść królewskiemu błaznowi – marionetce zza niewielkiego stoliczka przykrytego atłasową tkaniną. Na czarnej malutkiej platformie postacie z cyrkowo-baśniowego świata prezentują show. Syrena wykonuje akrobacje z piłką. Ryba skacze przez obręcz. Klown przygrywa na harmonii. Baletnica kręci piruety. Mim popisuje się skomplikowanymi układami z parasolką i kwiatkiem. Błazen pochyla głowę w podziękowaniu za występ. I po wszystkim. Trwa to zaledwie chwilę.

Za tym niedużym i króciutkim, ale jakże efektownym występem, stoi András Lénárt z Mikropódium Családi Bábszínház. Węgier sam skonstruował mikro marionetki i opracował autorską metodę ich animacji. Dwudziestocentymetrowe lalki wykonane zostały z ogromną dbałością o szczegóły anatomiczne – zginają nadgarstki, kolana, łokcie, ogony syreny oraz ryb składają się z wielu ruchomych modułów. Artysta zadbał o każdy detal, mimo że widz ogląda marionetki z daleka (nie dla każdego wystarcza miejsca pod sceną) i w ruchu. Baletnica ma na sobie tiulową spódniczkę. Klown nosi kolorowe skarpetki i bluzeczkę w romby. Ogon syreny mieni się od cekinów. Białe korpusy lalek są świetnie widoczne, ponieważ tło dla nich stanowi czarny strój animatora.

O wywołującym podziw efekcie stanowi idealne scalenie wszystkich elementów spektaklu. András Lénárt doskonale panuje nad całym widowiskiem, mamiąc publiczność. W tej ulicznej prezentacji granej w dzień, w słońcu, niebagatelna rola przypada oświetleniu. Światło reflektora wydobywa niuanse. Widzowie podziwiają akrobacje syreny i układy synchroniczne ryb, odbywające się pod wodą, czyli za półprzezroczystym niebieskim cieniowanym ekranem. Muzyka podkreśla dynamiczne, ale subtelne i eleganckie ruchy lalek (stosowne do ich drobnej budowy). Utwory z nurtu evergreen odrywają publiczność od rzeczywistości i przenoszą na ulice Paryża. Iluzja wywoływana dźwiękiem zgranym z ruchem jest tak silna, że oczywistym zdaje się, iż to klown wygrywa melodię na harmonii. Mistrz ceremonii integruje warstwę wizualną, muzyczną, animacyjną, oddaje scenę we władnie lalkom, a sam, cały czas obecny, znika.

W spektaklu kluczowe staje się idealne wyczucie czasu. Wydarzenie zajmuje nieco ponad piętnaście minut, w sam raz, żeby się skupić i nie zaprzątać myśli poszukiwaniem wygodnego siedzenia. Kwadrans, na który może sobie pozwolić przechodzień idący akurat ulicą, przypadkowy widz. Kolejne wycyzelowane sekwencje trafiają w sedno, niosą ze sobą intensywne, przyjemne przeżycia. Taka sama chwila spędzona na przystanku w oczekiwaniu na autobus wydałby się wiecznością.
Stop! To jeszcze nie koniec. Po spektaklu każdy chętny może podać dłoń powabnej baletnicy, a ona na ludzkim mikro podium wykonuje skoki, szpagaty i piruety.

Maria Maczuga

Spektakl „STOP” zaprezentowany został podczas I Międzynarodowego Festiwalu Ulicznych Teatrów Lalkowych „Lalka na Scenie” w Warszawie.

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz